Androgeniczność w modzie to zacieranie granic między tym, co uznawane za typowo męskie, a tym, co typowo damskie. Trend ten możemy obserwować nie tylko na światowych wybiegach czy czerwonych dywanach, lecz także na ulicach. Czy ta tendencja się utrzyma? Czy podział na ubrania męskie i damskie przejdzie do lamusa?
W dzisiejszych czasach coraz częściej obalamy stereotypy dotyczące płci. Irytujemy się, gdy ktoś określa kobiety jako te słabsze, a mężczyzn jako tych, którzy nie okazują swoich uczuć. Widać to również na przykładzie wybieranych zawodów. Nie istnieje regulamin, który określa, że wychowawca przedszkola musi być kobietą, a operator koparki mężczyzną.
Świat zaprasza nas do łamania granic kulturowych i stereotypów dotyczących płci, a my coraz częściej się na to decydujemy. Nasza wartość nie jest przecież zależna od tego, czy jesteśmy kobietą, czy mężczyzną. Chcemy definiować się przez własne osiągnięcia, zainteresowania i poglądy, a nie poprzez poszczególne elementy stroju.
To, czy jakieś ubranie uważane jest za damskie lub męskie, ustalamy my, ludzie. Umówiliśmy się między sobą, że szpilki i sukienki będą nosić kobiety, a garnitury – mężczyźni. Niektórym ubraniom nadajemy także seksualny wydźwięk.
O tym, że granice te nie są stałe, świadczy chociażby modowa przeszłość. W latach 20. XX wieku, kobiety uznawane wtedy za gwiazdy Hollywood z ogromną śmiałością wkładały na siebie muszki, dopasowane garnitury oraz cylindry. Prezentowały się w nich równie olśniewająco i uwodzicielsko, co w dopasowanej długiej sukni. Kobieta ubrana w „męskie” ubrania miała wtedy pokazywać swoją siłę i niezależność. Kolejne lata pokazały, że to, w co ubrana jest kobieta, może wpływać na jej postrzeganie, szczególnie wtedy, gdy chcę ona podkreślić swoją samodzielność. Kiedyś kobieta nosząca spodnie była kimś niespotykanym i wytykanym palcami.
Historia uświadamia nam, że granice między tym co męskie i damskie, jest płynna. Wszystko zależne jest od naszego przyzwyczajenia i kręgu kulturowego.
Szczególnie w najmłodszych latach naszego życia przedstawia się nam prosty podział, według którego urządzony jest świat: różowy dla dziewczynki, niebieski dla chłopca. Historia jednak pokazuje, jak bardzo podział ten nie ma sensu i po raz kolejny powstał na kanwie społecznej umowy.
Dawno temu obowiązywała kolorystyczna neutralność. Była po prostu bardziej praktyczna. Ze względu na braki rynkowe, nie przywiązywano wagi do tego, kto nosi ubrania jakiego koloru. Dopiero w latach 20. XX wieku, do dziecięcych szaf zawitał sztandarowy błękit i róż, ale… w zupełnie odwrotnej konfiguracji. Kolor różowy przypisywany był chłopcom, gdyż kojarzony był z łagodniejszą wersją czerwieni, która to miała wzbudzać w chłopcach skłonności przywódcze. Błękit natomiast nosiły dziewczynki, gdyż był to kolor maryjny.
Historia udowadnia nam, że podział mody na męską i damską nie ma większego sensu. Wszystko jest przecież kwestią umowy. Zdają sobie z tego sprawę współcześni projektanci, oferując nam odzież unisex i oversize. Do tego, by pozbawić wszystkie ubrania płci jeszcze długa droga, jednak coraz odważniejsze przenikanie się mody damskiej i męskiej możemy zaobserwować na własnych oczach. Moda jest otwarta na każdego, nie mamy więc prawa komentować cudzych wyborów, a tym bardziej wyglądu.
Zdj. główne: Pinho ./unsplash.com